Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
LiceumOgólnokształcące im. Adama Mickiewicza w Strzyżowie

„Mało spektakularny marsz do słupka zakończonego kulą…”

W taki sposób Jacek Libucha, z właściwymi sobie skromnością i poczuciem humoru skomentował krótki film, na którym uwiecznił swoje dotarcie do Bieguna Południowego. A działo się to 19 lutego w auli strzyżowskiego liceum, podczas spotkania Jacka – absolwenta tej szkoły z uczniami i zaproszonymi gośćmi. Historia, która doprowadziła Jacka Libuchę do nieodwiedzanej od 25 lat szkoły, czyli od czasu zdania matury i wyjazdu ze Strzyżowa na studia, rozpoczęła się 13 listopada ubiegłego roku, gdy z zatoki Hercules Inlet wyruszył w około 1150-kilometrową podróż w głąb Antarktydy, ku Biegunowi Południowemu. To marzenie, towarzyszące mu – jak sam powiedział –od 2010 roku, po 53 dniach i 4 godzinach walki z przeciwnościami natury i kontuzjami, w trakcie której, jak pisał w postach na stronie internetowej wyprawy: leżał już na deskach, był liczony i wyraźnie przegrywał na punkty”, chwilowo pokonany przez sztormową pogodę, zrealizował, stając 5 stycznia w miejscu wyznaczającym Biegun Południowy. I tu dochodzimy do wyjaśnienia tytułowego, zaskakującego cytatu: oznaczenie Bieguna Południowego jest mało spektakularne, jak na ukoronowanie tak niewyobrażalnego wysiłku towarzyszącego dotarciu do niego – to po prostu niepozorny słupek zakończony błyszczącą kulą, przy którym fotografują się zdobywcy bieguna. Co więcej–owo oznaczenie nie świadczy wcale o znalezieniu się na prawdziwym, geograficznym biegunie, ten bowiem znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej i jest zdecydowanie mniej „fotogeniczny”, gdyż otoczony wieloma urządzeniami pomiarowymi, psującymi efekt i uniemożliwiającymi efektowne zdjęcie.
Spotkanie Jacka Libuchy z młodzieżą i mieszkańcami Strzyżowa, chcącymi wysłuchać opowieści naszego bohatera trwało półtorej godziny, które minęło błyskawicznie. Jacek okazał się być znakomitym gawędziarzem, z humorem i wielkim dystansem do siebie opowiadającym nie tylko o wielodniowych zmaganiach z przestrzenią i własnymi słabościami, ale także o niezwykle skrupulatnych przygotowaniach i ogromie zadań, które trzeba wykonać, marząc o takiej wyprawie. Z niedowierzaniem słuchaliśmy o tym, jak należało przepakować liofilizowaną żywność, by – rezygnując z oryginalnego opakowania – zyskać na każdej porcji 25 gramów, czyli finalnie zmniejszyć ciężar ekwipunku o 3 kilogramy. Co więcej, żywność ta była mało zróżnicowana: przez wszystkie 53 dni na śniadanie była owsianka, na obiad gulasz z warzywami, a na kolację wołowy strogonow z makaronem penne. Wszystko okraszone dużą ilością masła. Brzmi smacznie? Pewnie tak, ale tylko do momentu, gdy uświadomimy sobie, że mielibyśmy jeść to samo niezmiennie przez ponad półtora miesiąca. Równie niewiarygodnie brzmiała opowieść o tym, jak może być ubrany ktoś, kto decyduje się na taką wyprawę. Okazuje się, że skarpety można zmieniać co dwadzieścia dni i to tylko dlatego, że wełna, z której są zrobione, zbija się, tracąc swe termiczne właściwości. A koszulki praktycznie zmieniać nie ma potrzeby. Nie trzeba krzywić się z obrzydzeniem czytając te słowa. Po prostu, z uwagi na fakt braku obecności ludzi i zwierząt na Antarktydzie (z wyjątkiem wybrzeży oczywiście – pingwiny wciąż tam przecież są), nie ma też wirusów i bakterii, a tym samym ludzki pot nie wywołuje estetycznych przykrości. Podobnie rzecz się ma z potrzebą mycia – w takich warunkach ona po prostu nie istnieje, ciało pokrywa się jedynie cienką warstwą neutralnego zapachowo łoju.
I wreszcie na koniec, by uświadomić, jak wielkim honorem dla wszystkich słuchaczy było spotkanie z Jackiem Libuchą. Jest on trzecim, po Marku Kamińskim i Małgorzacie Wojtaczce, polskim zdobywcą Bieguna Południowego, który dokonał tego w samotnej wyprawie bez wsparcia z zewnątrz.
Czym zaś to spotkanie było dla uczniów? Oprócz wiedzy przedstawionej w bardzo ciekawy sposób, dało im niewątpliwie przeświadczenie, że nie ma znaczenia, skąd pochodzimy – możliwość realizacji wielkich celów zależy od człowieka, a nie miejsca urodzenia czy zamieszkania. I jeszcze jedno: że marzenia, które w nas się rodzą, mogą się ziścić, jeśli tylko bardzo tego chcemy i konsekwentnie do tego dążymy.
Wszystkich zainteresowanych wyprawą Jacka Libuchy na Biegun Południowy zachęcam do odwiedzenia strony www.libuchasouthpole.pl, zawierającej opis wyprawy i bogaty materiał zdjęciowy.
Mirosław Czarnik
20.02.2020