Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
LiceumOgólnokształcące im. Adama Mickiewicza w Strzyżowie

Strzyżowskie liceum przyczyniło się do tego,

że jestem tym, kim jestem.


Rozmowa z Sylwią Drogoń – absolwentką naszego Liceum z roku 2016, która w czerwcu będzie reprezentowała Naszą szkołę na 62. OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE RECYTATORSKIM, w finale turnieju recytatorskiego.

O: Jak czujesz się jako dwukrotna reprezentantka Podkarpacia, no i oczywiście Naszego liceum, na eliminacjach centralnych Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego?
S: Dla mnie jest to przed wszystkim ogromny zaszczyt i niezwykłe wyróżnienie, że mogę po raz drugi stanąć na deskach „Ostrołęckiej sceny” i zmierzyć się z najlepszymi reprezentantami żywego słowa z całej Polski. Poza grupowymi nagrodami, jest to moje największe, indywidualne osiągnięcie. Dla mnie już sama Nominacja do etapu centralnego jest nagrodą, z której jestem bardzo dumna. To bardzo budujące, że ktoś z zewnątrz docenia wysiłek i starania, jakie wkładam w swój artystyczny rozwój i inni.
O: Co wpłynęło, że w dalszym ciągu reprezentujesz Liceum Ogólnokształcące
w Strzyżowie i Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Liceum Ogólnokształcącego w Strzyżowie?

S: Wdzięczność. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to właśnie strzyżowskie liceum przyczyniło się do tego, że jestem tym, kim jestem. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej szkoły średniej, która nie tylko będzie kładła nacisk na naukę, ale nauczy mnie i innych jak stawić czoła dorosłemu życiu, na które nie można znaleźć instrukcji w żadnej książce. Dodatkowo, moim opiekunem artystycznym była i jest do tej pory Pani Violetta Wietecha- nauczycielka języka polskiego, była wychowawczyni z liceum. Ciągle czuwa nad moją artystyczną droga, pomaga, jest cały czas obok i dogląda swoim surowym wzrokiem moich poczynań z literaturą, bo przecież sztuka domaga się krytyki. Za co z całego serca - dziękuję.

O: Od kiedy zaczęła się Twoja przygoda z recytacją i dlaczego poświęcasz jej tak dużo uwagi i wysiłku?
S: Od najmłodszych lat czułam, że scena to miejsce, gdzie chciałabym zostać. Swoje początki przygody z żywym słowem wiążę ze strzyżowskim Domem Kultury „Sokół”. To tam stawiałam swoje pierwsze kroki na scenie i zaczęłam bawić się słowem pod okiem Pani Barbary Szlachty, a następnie zaczęłam poszukiwać nowych doświadczeń. Zrozumiałam, że to właśnie teatr jest dla mnie spełnieniem moich oczekiwań i odskocznią od codzienności. Poszukiwaniem, odkrywaniem siebie, emocji, stanów, które w prywatnym życiu często są pochowane. Nie jest to łatwe zadanie, dlatego też przez wiele lat na strzyżowskiej scenie w Grupie Teatralnej „Sokoliki”, próbowała ze mnie to wydobyć Pani Jolanta Nord- obecnie emerytowana aktorka Teatru Maska w Rzeszowie. Wiele wartościowych rzeczy wyniosłam z teatru „Prima Aprillis”, którego reżyserem jest Pan Robert Chodur- aktor Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Jako, że byłam w tej grupie najmłodsza, zawsze starałam się dorównać reszcie i robić często rzeczy, które wcześniej wydawały mi się ponad moje siły. Bardziej dojrzale i świadomie stałam się aktorką rzeszowskiego teatru M.D.K, czyli Młode Dzielne Kuropatwy. Dziesiątki przeglądów, festiwali teatralnych, a co za tym idzie, wiele uwag i pochwał od znanych gwiazd polskiej sceny teatralnej i telewizji. Wracam do tych momentów z wielkim uśmiechem na twarzy, bo właśnie tam rodziła się moja miłość do sceny i aktorska pasja.

O: Jak należy przygotowywać się do konkursów recytatorskich?
S: Dla mnie podstawą jest pozbycie się strachu. Niezależnie jaka jest to forma przekazu. Recytacja, monodram, spektakl- to wszystko wymaga od grającego pewności siebie. Jasnego przekazu. Trzeba wyjść na scenę i przede wszystkim wiedzieć po co się tu jest. Co chce się tym osiągnąć, i co ważnego ma się do przekazania publiczności. Dlatego też najważniejszym, a zarazem najtrudniejszym elementem, jest znalezienie odpowiedniego tekstu. Trzeba go czuć, być w tym wiarygodnym. Dopasować go nie tylko do swojego wieku, ale życiowych doświadczeń i dojrzałości scenicznej. Nie może oczywiście zabraknąć dobrego warsztatu i ciągłej pracy nad swoimi umiejętnościami.

O: Z czym masz największe trudności, podczas przygotowywania się do konkursów i jak sobie z nimi radzisz?
S: Największy problem mam z wolnym czasem (śmiech). Niestety wciąż za dużo chciałabym zrobić w jednej chwili i ciągle chwytam kilka srok za ogon. W ostatnim czasie pochłaniają mnie studia. Dodatkowo uczęszczam na wolontariat, kabaret, taniec, przekonuję się do śpiewu. Tak więc wciąż się uczę, to podobno rozwija, poznaję, a to rozwija jeszcze bardziej. Tekst mam przygotowany z dużym wyprzedzeniem, ale często zdarza się tak, że pamięciowo opanowuję go w pociągu, albo przed wejściem na scenę. Improwizacja, to też piękna sztuka i przydatna umiejętność, dlatego często wystawiam się specjalnie na próbę. Studiuję logopedię, więc emisja głosu, czy też technika mówienia (całe szczęście) są wpisane w mój tok studiów, więc nie muszę osobno organizować sobie czasu na pracę nad głosem. Dodatkowo staram się przekonać do ćwiczeń nad poprawą dykcji, bo to do nich miałam zawsze uprzedzenie.

O: Co poradziłabyś wszystkim, którzy podobnie jak Ty, chcą recytować i brać udział w konkursach i turniejach recytatorskich?
S: Przede wszystkim każdy, kto chciałby wypróbować swoich sił na scenie jako recytator, bądź aktor, musi uświadomić sobie, że nie jest to proste zadanie i wymaga wielu poświęceń. Jest to rzemiosło, którego trzeba się nauczyć i które trzeba stale pielęgnować. Bycie artystą jest szalenie trudne. Często zdarza się, że coś co dla nas wydaje się być sztuką - dla innych wręcz przeciwnie. Dlatego jest to stałe poszukiwanie. Karierę robi się z dwóch powodów – dla siebie i dla innych. Nawet jeżeli chcemy stanąć na scenie, bo to kochamy, to i tak potrzebujemy kogoś, kto chciałby nas słuchać. Trzeba czerpać z tego przyjemność i radość. Nie można się zniechęcać porażkami. Nie jesteśmy skazani tylko i wyłącznie na sukces.
Z własnego doświadczenia wiem, że to właśnie nie te wszystkie nagrody i wyróżnienia sprawiły, że jestem lepsza, tylko porażki. To one najwięcej mnie nauczyły i pokazały, że zawsze można być jeszcze lepszym, a wszystko wymaga systematycznej pracy nad sobą.
I najważniejsza sprawa : kochajcie teatr w sobie, a nie siebie w teatrze!


O: Jak z perspektywy absolwentki wspominasz strzyżowskie liceum?
S: Ta szkoła jest dla mnie wyjątkowym miejscem, do którego powracam zawsze z uśmiechem na twarzy. To piękne uczucie mieć świadomość, że drzwi Liceum są zawsze dla mnie otwarte - tak jak dom rodzinny. Kończąc przygodę z tą szkołą, zostawiłam tam część siebie. Wyszłam z tego miejsca dojrzalsza, pełna nowych doświadczeń i z większym bagażem wiedzy. To właśnie nauczyciele, którzy ją tworzą, nauczyli mnie jak żyć i wykorzystywać własne zdolności i rozwijać pasje. To dzięki nim dostałam się na wymarzoną uczelnię i kontynuuję swoje zainteresowania. W tym miejscu miałam ogromne szczęście poznać przyjaciół, którzy towarzyszą mi nie tylko na mojej artystycznej drodze, ale każdego dnia, bez względu na dzielące nas obecnie kilometry. W tym miejscu stworzyliśmy naszą małą rodzinę, która jest z sobą i dla siebie.

Bardzo dziękuję za tę szczerą rozmowę. Jestem pewna, że to wynurzenie pomoże każdemu, kto podobnie jak Ty, inspiracji do życia szuka także w sztuce. Życzymy Ci wielu sukcesów i mocno trzymamy kciuki. Do zobaczenia na kolejnej próbie.

Z Sylwią rozmawiała Aleksandra Tęcza.
16.06.2017